Piękna przygoda, pięknej orzegowianki.

 

Mimo spektakularnego sukcesu jaki udało się wtedy  osiągnąć w tamtym pamiętnym  konkursie, poza wąskim kręgiem rodziny i znajomych Gabrieli Kotkowiak, niewielu mieszkańców naszego miasta wówczas  miała świadomość, że w gronie najpiękniejszych Polek znajduje się dziewczyna pochodząca  z naszej  dzielnicy.
Ona sama swojego udziału w tym konkursie zbytnio  też nie nagłaśniała.

Sukces więc choć   był wielki, to szczególnego rozgłosu na jaki  zasługiwał przynajmniej u nas w mieście,  aż tak wielkiego nie było.

Też wydawać się mogło, że jej  życiowy etap związany  z Rudą Śląską  w pewnym momencie się na dobre zakończył. Po konkursie piękności miała swoje przysłowiowe  ,,5 minut „Sporo czasu  wtedy spędziła w  stolicy współpracując z agencją Mody Polskiej. Potem założyła rodzinę i zamieszkała niedaleko Warszawy w Ożarowie Mazowieckim. Coraz rzadziej odwiedzała swe  rodzinne strony. Tym bardziej z upływem lat  nie pojawiła  się jakaś szczególna okazja by do tego tematu wracać i tu u nas w mieście o nim przypomnieć.

Fakt  ten osobiście jednak  utknął mi  w pamięci na tyle, że  w 2015 roku szukając kolejnego tematu do zamieszczanych w tamtym czasie  na orzegowskiej stronie wywiadów z interesującymi postaciami związanymi z Orzegowem,  przypomniałem sobie o nim.
Zdawałem sobie sprawę, że mimo wszystko wielu mieszkańców Orzegowa nie miało wcześniej pojęcia  o tym wydarzeniu lub zapomniało o nim, tym bardziej, że miało ono miejsce ponad 30 lat temu. Po drugie sam temat wydawał mi się bardzo atrakcyjny.

Osobiście Gabrysi wcześniej  nie znałem , choć jesteśmy w podobnym wieku. Jak każdemu  nastolatkowi jednak  takie dziewczyny nie mogły ujść uwadze,  więc znałem ją z widzenia.

Przyznam, że choć  udało mi się zdobyć  do niej  jakiś namiar kontaktowy, to obawiałem się, że nie będzie to takie proste namówić ją do tej rozmowy,  skłonić do głębszych osobistych zwierzeń, uchylić  przed  większym gronem odbiorców zawsze jednak pewne chronione w jakiś sposób przez każdego  prywatne wątki  życia rodzinnego, czy poprosić o  prywatne  zdjęcia. W tym wszystkim nie miałem pojęcia, czy ona mieszkając już tam tyle lat pod Warszawą, nie wrosła już w tamte środowisko  na tyle, że gdzieś ze swojej  pamięci   wymazała  okres  związany z  jej młodością  spędzoną w Orzegowie.

 

Tymczasem miłe zaskoczenie.

 

Złapaliśmy  od samego początku  świetny kontakt, dzięki czemu  cała rozmowa i jej  późniejsze opracowanie poszły wyjątkowo sprawnie. Okrasą  wywiadu stały się  licznie  udostępnione mi zdjęcia. Rozmówczyni  zapoznała się z materiałem, zautoryzowała całość i w ten sposób ukazała się rozmowa, która jak się okazało, spotkała się z wielkim zainteresowaniem i niezwykle ciepłym odbiorem.

 

O wielkiej przygodzie związanej z konkursem piękności 

 

Swoją  przygodę  życia  Gabriela Kotkowiak wspomina tak.

 

Był rok 1983, chyba czerwiec, może początek lipca? Nie miałam żadnych planów wakacyjnych i chyba już pogodziłam się z tym, że nigdzie nie wyjadę, aż tu pewnego dnia  w audycji „Lato z Radiem ” usłyszałam, że w Warszawie odbędzie się nabór kandydatek do konkursu „Dziewczyna Lata z Radiem”. Pomyślałam, że to dobry sposób na zwiedzenie Warszawy, w której nigdy nie byłam. Pojadę na eliminacje, pozwiedzam Warszawę, zajmie mi to dwa dni i wrócę do domu. Zawsze to jakaś odmiana.

Oczywiście zależało mi na tym, żeby nikt się nie dowiedział, że wezmę udział w tych eliminacjach, bo one nie były celem a raczej pretekstem do zwiedzenia stolicy. Kiedy podzieliłam się pomysłem z rodziną, brat i mój szwagier wyśmiali mój pomysł. Stwierdzili, że nie będę w stanie przechadzać się po wybiegu w stroju kąpielowym. Skoro na co dzień moim ulubionym strojem są spodnie i golf, i to najlepiej w kolorach szarości, to nie „udźwignę” stroju kąpielowego. Takie wyśmiewanie mojego pomysłu zadziałało. Postanowiłam nie wycofywać się i zawzięłam się, żeby udowodnić męskiej części mojej rodziny, że dam radę. Tym bardziej, że przecież „wystąpię” tylko raz, na tyle daleko od domu, że nikt się o tym nie dowie. I pojechałam. Kandydatki z całego kraju zjechały do Teatru Buffo. Tam przeszłyśmy po scenie i to wszystko. Już nie pamiętam kiedy dowiedziałam się, że przeszłam do finału konkursu, który miał się odbyć w Operze Leśnej w Sopocie.

 

W Operze Leśnej w Sopocie

 

Nagrodą w konkursie „Dziewczyna Lata z Radiem” dla I i II Miss był udział w krajowym konkursie „Miss Polonia”. Zdobyłam drugie miejsce, a więc weszłam do konkursu „Miss Polonia”. Byłam nieco zdziwiona wynikami, ale wszystko udało mi się utrzymać w tajemnicy. Miałam zamiar pojechać na wybory „Miss Polonia”, dokończyć to co zaczęłam, nie spodziewałam się rozgłosu. Byłam przekonana, że przejdę niezauważona.

 

 

 

Był to okres kończącego się stanu wojennego, a zarazem głębokiej zapaści ekonomicznej polskiej gospodarki, puste sklepowe półki, szara, smutna rzeczywistość tamtych czasów. Żeby liczyć się w stawce uczestniczek wielkiego finału trzeba było jakoś w siebie zainwestować, a w tamtym okresie to nie  mogło być łatwe. Liczyła się  w takiej sytuacji kreatywność i pomoc najbliższych. Z  taką pomocą przyszła mama, która uszyła strój kąpielowy, wymagany podczas finałowego występu.
Gabrysia  wybrała swoją ulubioną granatową sukienkę o długości paru centymetrów za kolana, ale już na miejscu uznała, że to nie był dobry wybór. Skróciła ją, a potem ostatecznie pożyczyła od znajomej tunikę ( w kształcie obszernego prostokąta) Na głowie zawiązała coś na wzór indiańskich rzemyków …i tak przystąpiła do konkursu.

 

 

 

Konkurencja była  bardzo silna. Do finału ostatecznie przystąpiło 31 uczestniczek z całej Polski,  wyłonionych wcześniej z licznych konkursów regionalnych. 

 

Jak twierdziła przed występem nie oceniała, nie kalkulowała  szans poszczególnych uczestniczek. Wynik był jej  obojętny, chciała bez rozgłosu wrócić do domu i tyle.

Werdykt jury ogromnie ją zaskoczył  i czego się nie dało ukryć mocno  ucieszył.

Zawsze była (i tak jest do dziś) osobą stojącą z boku wydarzeń, obserwatorem. Nigdy nie lubiła błyszczeć w towarzystwie, wodzić prym, nigdy aż tak bardzo o nic  nie walczyła.Tak też postrzegała swój udział w konkursie.

 

Gabriela Kotkowiak w gronie najpiękniejszych Polek!

Ostatecznie zdobyła tytuł I-szej v-ce Miss Polonia!  Ogromne zaskoczenie, a przede wszystkim radość. Nagrodą był turystyczny wyjazd do Londynu i miejsce na widowni podczas konkursu Miss World. Pojechała tam  i były to dla niej wtedy  jak wspomina, niezapomniane wrażenia.

 

 Na zdjęciu u dołu Miss Polonia 1983 Lidia Wasiak, u góry Gabriela Kotkowiak, I v-ce miss

 

Takie wydarzenie zawsze coś zmienia. Już następnego dnia po wyborach, razem z Lidią Wasiak(Miss Polonia 1983)  obydwie zostały zaproszone do porannej audycji radiowej. Potem kolejne  wywiady, sesje zdjęciowe, wizyty, sporo wtedy wokół nich  się działo. Różne znane firmy proponowały   reklamowanie ich wyrobów. W ten sposób Gabriela Kotkowiak  jako modelka zaczęła  pracować w Modzie Polskiej.

Moda Polska jak wspomina  to przepiękne wspomnienia, najczęściej na pokazach nosiła ubrania projektowane przez znakomitą projektantkę Magdę Ignar.
Najchętniej prezentowała  modę na wybiegach. Pracowała dla wielu firm odzieżowych w kraju i zagranicą. Lata 80-te to początek reklam telewizyjnych. Występowała w wielu takich produkcjach. Z perspektywy czasu wyznała, że była to znakomita przygoda.

Z reklamą telewizyjną związane też było przez kilka lat jej życie zawodowe.Prowadziła z mężem studio filmowe i postprodukcyjne. Produkowali wspólnie reklamy telewizyjne, między innymi dla największego reklamodawcy w tym czasie PZU -Życie i wielu innych firm.

 

 

 

Jako modelka pracowała dla wielu firm odzieżowych w kraju i zagranicą

Była ozdobą  okładek znanych czasopism i wielu innych wydawnictw

 Przez kilka lat często można było ją oglądać podczas reklam w telewizji polskiej.

Była też ,,twarzą ” znanej marki perfum

 Tamta nasza długa rozmowa nie skupiała się wyłącznie na wydarzeniu zakończonym jej sukcesem podczas wyborów Miss Polski. Gabrysia wiele opowiedziała też  o swojej rodzinie beztroskiej młodości ,o swoich  rozlicznych pasjach

Gabrysia

Moje dzieciństwo? Cudowne, beztroskie, pełne muzyki. Mój tata grał na skrzypcach, akordeonie, organkach, pianinie. Mama przepięknie śpiewała. Przekazali naszej trójce wrażliwość na dźwięki. Każde z nas grało. Uczyłam się gry na pianinie i gitarze. Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki.W późniejszych latach nie rozstawałam się z gitarą, Zawsze była ze mną na obozach wędrownych. Zwiedziłam prawie całą Polskę. Wspaniała przygoda! Zachwycała mnie różnorodność przyrody, krajobrazy, miasta, zabytki. Te wrażenia ciągle  są żywe. Gdy wracam w jakieś miejsca, szukam dawnych uroków, porównując z przeszłością. Kolejna wspaniała niematerialna wartość – przeżycia i emocje.

Tu dodam ,że Gabrysia była dziewczyną o  jeszcze różnych innych  pasjach. Uprawiała z wcale niemałymi sukcesami  m.in gimnastykę u Jerzego Jokiela, była laureatką konkursów recytatorskich i co udało mi się od  niej wyciągnąć  była bardzo dobrą i pilną uczennicą.

 Ostatnim etapem jej  usłanej bardzo dobrymi wynikami ścieżki edukacyjnej była  Akademia Ekonomiczna w Katowicach.

 

 

Ze swoim kochanym psem

 

Grała na gitarze i pianinie.Nie mogło być inaczej , bo cała jej rodzina rozkochana była w muzyce.

 

Nie mogło też  w tej naszej rozmowie rzecz jasna zabraknąć wątku orzegowskiego. Tu zostałem czego nie ukrywam wyjątkowo mile  zaskoczony, bo jak się okazało Gabrysia jest jedną z tych, które też się zaraziła Orzegowem. Z przejęciem i z ogromnym sentymentem opowiadała o latach swojej młodości związanej z Orzegowem

Wspominała wtedy:

Z okien mieszkania przy ul. Modrzejewskiej mogliśmy podziwiać występy z amfiteatru  na Burlochu. Podobno tego miejsca już nie ma… łza się kręci… A może władze miasta odbudują to „kultowe” miejsce dla tutejszych mieszkańców.
A Burloch? Jestem pod wrażeniem, jak pięknie został rozbudowany, brawo! Bardzo lubiłam ten widok z okna na trzecim piętrze. Jak na dłoni wieże „mojego” kościoła z zegarem. Widoczne były wskazσwki zegara i moja babcia Gertruda, pytała nas często o godzinę „na kościele”. Wszystko w jednym miejscu: boisko, zimową porą lodowisko, hala sportowa i panorama Orzegowa, „mojego” Orzegowa! Na wprost (za parkiem, przy ul. Bytomskiej, stał piękny dom z czerwonej cegły. Czy jeszcze stoi?  Coniedzielny rytuał: msza na 9.00, potem na lody do Tukaja i do kina na wprost lodziarni. Oczywiście w sukience „na niedzielę” uszytej przez moją mamę. Potem niedzielny obiad . Kiedy podrosłam i już nie odczuwałam przymusu chodzenia na poranki, wypracowałam kolejny rytuał: msza (suma) a potem po ciasto (kranckuch z makiem) do Ścierskich. Chociaż, nie w każdą niedzielę, bo przecież Mama sama piekła przepyszne pączki, babki, kołocze z serem, jabłkami, rabarbarem, czy samą posypką. Przecież byłam wnuczką piekarza z Czarnego Lasu, a zatem w domu nie brakowało pyszności. Apetyt na słodkości mam do dzisiaj. Muszę się przyznać, jestem łasuchem. Słodycze to moja słabość, a może i uzależnienie.

 

To była nasza rozmowa na odległość. Wtedy też na zakończenie zapytałem czy mimo tego,że dawno już w Orzegowie nie była, dała by się tu jakoś do nas zaprosić .

Wyczuwałem ,że nie odmówi i tak się stało.

Gabrysia

Oczywiście byłabym zaszczycona. To miłe i bardzo ważne, nie tylko dla lokalnej społeczności, że powstało Towarzystwo Miłośników Orzegowa i Orzegowska Grupa Twórców Kultury. To wspaniały pomysł, trzymam kciuki za pomyślność działań!

 

Wizyta w Orzegowie

Ostatecznie 10 czerwca 2016 roku Gabriela Kotkowiak  na zaproszenie Towarzystwa Miłośników Orzegowa oraz Centrum Inicjatyw Społecznych przybywa do Orzegowa .(plakat B.Poważa)

Nie przyjechała  sama co było dla nas pewną niespodzianką. Otóż gdy o tym szczególnym wydarzeniu dowiedział się jeden z jej  znajomych ,  warszawski  uznany malarz, pisarz i architekt Antoni Filipowicz , koniecznie chciał odwiedzić Górny Śląsk na którym jeszcze nigdy wcześniej  nie był i poprosił swą znajomą by ze sobą go zabrała.

Sama Gabrysia choć ciepło wspominała Orzegów i z ochotą przyjęła  zaproszenie gdzieś tam musiała znać ten Łorzegow  z naciskiem na ,,Ł” z tej mniej ciekawej strony i  tak do końca nie wiedziała na co może liczyć wypuszczając się tu do nas ze swoim znajomym.

My już wtedy jednak jako Towarzystwo Miłośników Orzegowa znaliśmy nasze możliwości, żeby nie powiedzieć moc. Mieliśmy na to spotkanie pomysł, zwarliśmy szeregi i z entuzjazmem przystąpiliśmy do organizacji takiego spotkania .

Dysponując  już w tamtym czasie   galerią, na ten wieczór przygotowaliśmy za sprawą naszego sprawdzonego, niezawodnego kolegi grafika Bogdana odpowiedni wystrój  jej wnętrza. Wielkoformatowe banery i plakaty z wizerunkiem Gabrysi robiły wrażenie, wprowadzając jednocześnie  odpowiedni nastrój i klimat.
Wraz z Agnieszką Płaszczyk , szefową Cis -u  serdecznie powitaliśmy gości . Zanim  pojawiliśmy się  w zapełniającej się już  powoli galerii , udaliśmy się  wspólnie piętro niżej do restauracji  gdzie czekał na nas  posiłek. Pan Antoni miał okazję posmakować po raz pierwszy w życiu tradycyjnego  obiadu śląskiego z kluskami modrą kapustą i roladą. Pierwsze rozmowy .. i już było wiadomo, że nasi goście są wśród swoich.

Po Gabrysi  dało się odczuć, że zeszło z niej lekkie podenerwowanie.  Dostrzegłem  też jak fajny kontakt  złapały ze sobą obie panie..  Było to o tyle istotne, że już za chwilę to właśnie Agnieszka   miała poprowadzić   spotkanie Gabrieli Kotkowiak  z publicznością. Stanowili ją  oprócz członków TMO , jej  bliscy i znajomi z lat kiedy tu jeszcze mieszkała.

O wystroju wnętrza Gabrysia wcześniej nic nie wiedziała, stąd tuż po wejściu na salę lekko zaniemówiła i była w lekkim szoku. Nie mniejszym niż u znajomego , który jej towarzyszył .
Oprócz efektownych banerów dodatkową ozdobą  ścian były  obrazy z wystawy przygotowanej z okazji Roku Sportu Orzegowskiego.

Podczas spotkania w galerii. W tle na ekranie  multimedialna prezentacja związana z  pamiętnym konkursem piękności z 1983 roku

Pięknie opowiedziana historia, w pięknym towarzystwie i otoczeniu .

Kwiaty, które otrzymała od nas  powędrowały do pani  Janiny Grabowskiej, jej wychowawczyni  ze szkoły podstawowej, którą niezwykle ciepło wspominała.Dla obydwu pań był to wzruszający moment.

Antoni Filipowicz na zakończenie spotkania wręczył towarzystwu, parafii  a także  ku mojemu zaskoczeniu  również mnie, wykonane przez siebie obrazy.

Wszyscy uczestnicy spotkania byli pod wielkim wrażeniem swobody wypowiedzi Gabrysi. Kiedy słuchało się jej rozważań  przepełnionych osobistą refleksją odnoszącą się do wielu aspektów urody to trudno się nie zgodzić ze znaną sentencją .

Gabrysia tego wieczoru zaskarbiła nasze serca. Z dużym dystansem mówiła o tamtym swoim epizodzie w życiu. Niewątpliwie była to duża przygoda, która też przyniosła na krótki czas jakieś swoje pozytywne konsekwencje, ale ani na moment ta sytuacja życiowa jej nie zmieniła.

Zwierzyła się wtedy przed nami, że im jest starsza tym bardziej cieszy się z tego, że jest tak dużo wokół niej wartości dla których warto żyć. Uroda przemija szybko i nie jest najważniejsza.

Żegnając się z nami na jednym z plakatów  Gabrysia wpisała kilka ciepłych słów pod adresem orzegowian.

To nie był  koniec  jej wizyty. Umówiliśmy się następnego dnia by wspólnie z nią i panem Antonim odbyć spacer po jej ukochanym Orzegowie.

Gabrysia przypominała sobie wszystkie zakątki Orzegowa, w którym spędziła swoje najmłodsze lata. Jej warszawski znajomy pan Antoni co może nas dziwić zachwycał się niespotykaną gdzie indziej tak często zabudową z czerwonej cegły. Dowiedział się co to są familoki, poznał co nieco gwary. Ogólnie o czym nam powiedział przy pożegnaniu, wywozi stąd wyłącznie sympatyczne i pozytywne  wrażenia i wspomnienia.

To niesamowite doznanie gdy po wielu latach można znów być w tym samym miejscu i rozpoznawać różne charakterystyczne da Orzegowa miejsca.

 Miło było  powspominać  stare dobre czasy  .

Nie mogliśmy niestety podejść w miejsce szczególne dla kilku pokoleń orzegowian, miejsca, które  tak wiele znaczyło dla każdego kto kiedyś tu mieszkał.  Prawie każdy bowiem kiedyś odwiedzał  Dom Kultury, by  korzystać  z bogatej oferty zajęć w różnego rodzaju kółkach zainteresowań, tu mógł spędzać pożytecznie  czas i rozwijać swe pasje.   Któż z nas nie chodził do tutejszego kina.
Niestety w 2013 roku po budynku Domu Kultury nie było już śladu .

Wspominać go już jedynie można było na  graficznej wizualizacji .

 W czasie swej młodości tą trasę przemierzała często udając się chociażby do kościoła. Jako dziecko po mszy szła prosto  do kina na poranki, po porankach na lody do Tukaja. Skąd my to znamy?

Rok 2016 , był ustanowiony przez TMO Rokiem Sportu Orzegowskiego. Na przestrzeni całego roku organizowane były wtedy liczne imprezy sportowe. W tym dniu na stadionie Burloch Areny rozgrywany był turniej piłkarski. Na zdjęciu z prezes TMO Iwoną Skrzypczyk Sikora

Spośród wielu pasji i zajęć z czasów dzieciństwa Gabrysia z sentymentem wspomina treningi  w tej hali pod okiem samego Jerzego Jokiela wybitnego trenera , byłego medalisty olimpijskiego. Z zasobów TMO udało się na dowód tego odszukać  dyplom wyróżniający ją za udział i wysoką lokatę w mistrzostwach Śląska.

Wszyscy fantastycznie wspominamy tamten wspólnie spędzony czas.

Po latach Gabrysia wróciła do miejsca swoich lat młodości. Opuściła je dawno temu, choć ciągle nosiła go w swej pamięci. Przeżyła 40 lat temu fantastyczną przygodę, o której  gdy nadarzyła się okazja postanowiłem w pewnym momencie  wspomnieć na orzegowskim portalu.
Takie historie jak ta w końcu nie dzieją się na co dzień. Można powiedzieć, że dopiero  po tylu latach udało nam się  dzięki temu wspólnie skonsumować tamten sukces.
Wtedy bezpośrednio po konkursie wchłonęła ją Warszawa, poczuła jej słodko-gorzki smak.  Wchłonęła,ale nie pochłonęła. Potem jak mieszkała już nieopodal stolicy często  w głowie kłębiły jej się myśli by wrócić tu do nas na Śląsk. Ostatecznie  tam została z tym przeświadczeniem  jednak, że jej korzenie są gdzie indziej.  Być może nie zaprzątała sobie tym nigdy aż tak specjalnie głowy, w jakiś szczególny sposób nie okazywała swego przywiązania do tego miejsca, bo też nie było jakichś większych powodów by tym się obnosić.

Wizyta w Orzegowie  i tamto spotkanie w galerii coś jednak u niej zmieniło. W jakiś czas potem wstąpiła do Towarzystwa Miłośników Orzegowa i  już tak na dobre identyfikuje się z naszą dzielnicą, interesuje się  na bieżąco  tym co u nas się dzieje, odwiedza to miejsce. Mamy ze sobą choć może nie tak częsty, ale  wciąż serdeczny   kontakt.

Warto odświeżać i pielęgnować takie jak ta …historie prawie zapomniane.

 

Październik 2023

Jerzy Porada

 

materiały na wyłączność strony www.orzegow.pl

 

 

—————-