9 czerwca 2024

W tym wydaniu:
– Społeczna aktywność
– Spotkanie niemieckiego oddziału TMO
– OOO- O książce, której nie ma
-Leksykon Orzegowski -pytania
-Z faną orzegowską przez świat
-Orzegów na dawnej fotografii
-Okiem kibica

Społeczna aktywność

Mnogość wydarzeń, które skumulowały się pod koniec ubiegłego tygodnia spowodowała, że nie o wszystkich dało się tu na orzegowskim portalu napisać. Warto  więc wspomnieć, że swoje pikniki  urządzili również m.in. rugbiści i korzystająca z obiektów Burloch Areny szkółka piłkarska.W środę dla najmłodszych w związku z niedawnym  Dniem Dziecka szereg atrakcji przygotowała Poradnia Rehabilitacji ,,Szpakmed”. Na terenie przylegającym do poradni, na dzieci czekały m.in dmuchańce , wata cukrowa , popcorn, lody i grill. Można też było zajrzeć do wnętrza obiektu w celach edukacyjno-rozrywkowych.

Przekazując informacje o tej wyjątkowo w tym czasie  obfitości różnego rodzaju masowych  imprez,  jakie miały miejsce u nas  na przełomie maja i czerwca nie sposób w kilku słowach  się  tu jeszcze do nich  nie odnieść .
Na wiele spraw   dotyczących naszej  dzielnicy my  mieszkańcy nie mamy większego  wpływu, zwłaszcza na te inwestycyjne, o których decyduje miasto.  Za to  możemy   korzystać i skutecznie od lat to robimy, z możliwości jakie daje nam uczestniczenie w składaniu projektów do Budżetu Obywatelskiego. Od tego roku również  można  podobne  wnioski  złożyć na  realizację  zadań w ramach Rudzkiej Inicjatywy Lokalnej.
Niezależnie od tego ważne jest też to, że tam gdzie się da  coraz więcej spraw mieszkańcy biorą w swoje ręce.

 

 

To niezwykle budujące, że w  przygotowaniach tych wszystkich imprez dosyć obszernie relacjonowanych w ostatnim czasie brało udział najczęściej  bezinteresownie tak wielu  ludzi dobrej woli, darczyńców, organizatorów, społeczników i zaangażowanych przedstawicieli różnych tutejszych środowisk, często ze sobą współpracujących.
Tak się złożyło, że byłem obecny  na większości  tych przeprowadzanych ostatnio  imprezach, mogłem je obejrzeć również od tej strony organizacyjnej i naprawdę serce rosło kiedy widziałem z jakim zaangażowaniem i zapałem  każdy w nich stara się   udzielalać.

Kto wie? czy  to już  nie jakiś trwały trend, tym bardziej ,że podobnych wydarzeń w całym mieście było też całkiem  sporo. Może ludzie poczuli w końcu, że  zbyt mocno jako społeczeństwo się od siebie oddalamy. Może  to ten czas gdy chcemy odreagować po przygnębiającym okresie covidu, kiedy to  pozamykaliśmy się wszyscy w czterech ścianach  i stawaliśmy się społeczeństwem  coraz bardziej hermetycznym.
Jeżeli tak to jest to dobra wiadomość. Może poprzez takie wydarzenia łatwiej się będzie odciąć od tego nieustannego  masowego bombardowania nas fobiowymi informacjami medialnymi. Warto skupić się na tym co dzieje się bezpośrednio wokół nas, a nie zamartwiać się  globalnymi problemami świata , na które i tak nie mamy większego wpływu.

To był bardzo dobry czas dla Orzegowa. Jednym się chciało robić coś pożytecznego dla innych. Dzieci  dawno nie mieli aż tak wielu atrakcyjnych propozycji na spędzenie czasu w dniu  swojego święta.Tak trzymać!

 

 

 

Spotkanie niemieckiego oddziału Towarzystwa Miłośnków Orzegowa 

Niemiecki oddział naszego rodzimego stowarzyszenia, mimo upływającego czasu ma się wciąż dobrze. Choć jego członkom  przybywa lat, to nie ubywa im ani trochę  przywiązania do ich rodzinnego Orzegowa. Wciąż  żyją tym co się u nas dzieje, w miarę możliwości odwiedzają Orzegów ,a nader wszystko utrzymują wciąż ze sobą tam na miejscu stałe kontakty. Spotykając się  regularnie od lat,  są bliżej Orzegowa.

 

 

 

 

Jedno z takich spotkań odbyło się w ostatnią sobotę, 1 czerwca w miejscowości Solingen. Jego motywem przewodnim, bo nie mogło być inaczej był jak zwykle  Orzegów. Najświeższych informacji o tym co działo  się ostatnio w naszej dzielnicy udzielił przebywający tu u nas niedawno Josef Schopa.

Samo spotkanie  jednak nie skupiało się wyłącznie na towarzyskich pogawędkach. Zaplanowano na ten dzień w swoim gronie   wiele form przyjemnie spędzonego czasu.

 

 

 

 

 

 

 

Każdy miał całkiem pokaźny wybór uczestniczenia  w którejś z gier. Przy stolikach można było pograć w skata, szachy, remika czy warcaby. Ci, którzy chcieli być bardziej aktywni fizycznie,  mogli zagrać w tenisa stołowego .

Nie mogło na tego rodzaju imprezie zabraknąć tańców, śpiewu i towarzyszącej im muzyki .

 

 

Jednym z punktów programu spotkań  orzegowian mieszkających w Niemczech, który   już  wcześniej nie raz miał miejsce, była loteria fantowa .

 

Kilka godzin wspólnej zabaw, ożywionych dyskusji i   przyjemnie spędzonego ze sobą czasu nie mogło się obyć bez posiłku. Ten dotarł tu …z Orzegowa.  Żymloki, krupnioki, woszty i tuste prosto od Kusia sprawiały, że tego Orzegowa w Solingen było jeszcze więcej.

 

 

 

Orzegów to nie miejsce na mapie z wyznaczonymi granicami ,a stan duszy wyścielonej ciepłymi myślami!

 

 

O książce ,której nie ma 

 

Mietek Dziedziejko  zgromadził i opracował materiał, którego nikt, nigdy w tym mieście by nie był w stanie w tak skrupulatny i interesujący sposób przedstawić. Kosztowało go to wiele lat  poszukiwań, sięgania do różnych źródeł ,  skrzętnego zbierania artykułów prasowych, zdjęć , sporządzania zestawień statystycznych, nawiązywania  licznych kontaktów z tutejszym i nie tylko środowiskiem piłkarskim , ciągłej obserwacji tego co dzieje się na naszych  lokalnych  boiskach piłkarskich.

 

 

W stulecie odzyskania niepodległości i w 60 rocznicę urodzin Miasta stworzył niezwykłe , w tym przypadku  też okrągłe opracowanie  100 letniej historii klubów naszego miasta z  wszystkich dzielnic znajdujących się na obecnym ukształtowanym po 1959 roku obszarze Rudy Śląskiej.

Ukazał fenomen rudzkiej piłki , o której nie wiele się mówi a powinno !

 

 całość czytaj tu 

 

 

Leksykon Orzegowski pytania 

Ż

Jak łatwo się domyśleć  literka  ,,ż”  zwiastuje  ,że  to ostatnia już pozycja w cotygodniowym sprawdzianie wiedzy opartej na zawartości haseł Leksykonu Orzegowskiego.Litera ta akurat nie przysporzyła zbyt wielu haseł, bo tak naprawdę ledwie 3.Te dwa następne dopisałem wyłącznie na potrzebę tego dzisiejszego ostatniego wydania.

 

Żeglarstwo– W którym roku na ,,Zandzie” powstała przystań kajakowa?

Żłobek – Ile w mieście funkcjonuje żłobków publicznych?

Żwirok– gdzie znajduje się boisko ,potocznie nazywane ,,żwirok”

Żabka -Wymień dwa miejsca w Orzegowie gdzie znajduje się sklep ,,Żabka”

Żelawski Manfred – postać wielu orzegowianom z pewnością znana .Jaki wykonuje zawód?

 

Tu znajdziesz odpowiedzi 

 

 

 

 

W galerii ,,Z faną orzegowską przez świat „pojawiły się dwa kolejne państwa, w których zagościła nasza flaga.
W tej chwili w zestawie tym znajduje się już 30 państw z kilku kontynentów.

 

Fana orzegowska  przemierza świat lądem ,wodą i w powietrzu. Tym razem towarzyszyła  uczestnikom  rejsu  morskiego   na statku wycieczkowym,  który stworzył możliwość  zwiedzenia kilku ciekawych miejsc począwszy od tego, z którego wypłynęli- niemieckiego Kiel , następnie m.in. stolicy Dani Kopenhagi po kilka uroczych zakątków Norwegii

Tłem orzegowian pozujących  z naszą flagą jest Mała Syrenka, nie tylko jeden  z najbardziej znanych symboli Kopenhagi, lecz także symbol Danii i znana na całym świecie atrakcja turystyczna. Oglądały ją w tym miejscu miliony turystów.
Z orzegowską faną nikt wcześniej ją tu nie widział .

 

 Norwegia -Borgund Stav Kyrke -Kościół klepkowy w Borgund (Borgund stavkirke) – jedyny klepkowy (słupowy) kościół Norwegii, który dotrwał do naszych czasów w nienaruszonym stanie. Świątynię  wzniesiono ok. 1150 roku.

 

Markowi dziękuję za udostępnienie zdjęć i ich opis.Innych namawiam do zabierania fany orzegowskiej w inne równie ciekawe miejsca, a przy okazji o podesłanie zdjęć z tych miejsc z krótkim  jego opisem  .
Na świecie istnieje około 200 krajów , jeszcze jest gdzie z naszą faną zawitać.

 

Galeria ,,Z faną orzegowską przez świat”

wejdź tu

 

 

 

Orzegów na dawnej fotografii

To  był jeszcze ten czas, gdy każdy skrawek nawierzchni, gdzie dało się kopać piłkę był oblegany do późnych godzin wieczornych. A nawierzchnie te najczęściej pozostawiały wiele do życzenia. Mało kto był w posiadaniu własnej piłki, już nie mówiąc o profesjonalnym obuwiu piłkarskim. Jak widać niektórzy do grania zakładali nawet sandały. A stroje piłkarskie ? Sami widzicie na załączonym obrazku, choć tu i tak można powiedzieć, że chłopcy mimo, że  byli ubrani skromnie, bo skromnie, ale na sportowo. Tak na ogół,  co sam pamiętam doskonale grano w czym popadnie, najczęściej przywdziewano to co noszono na co dzień, choć  może nie tak do końca.
Zwykle matki dokonywały przeglądu odzieży i trafiały do nas już te mocno używane części ubrań lub te, które wychodziły z mody i zalegały w szafach.
Dziwacznie to wyglądało nieraz gdy jedni grali w tzw.dzwonach czy  szwedach, a inni w wynoszonych częściach garniturów. Lakierki na nogach, owszem, też widywano. Bramkarze często z ,,kają „na głowie  mieli założone też rękawice ,tyle że były to ,,makowy” -rękawice robocze, które tata im przyniósł z kopalni.

Tak, czy tak  wszyscy wtedy  mieli bzika na punkcie piłki nożnej. Uganiano się za nią niemal codziennie, czasem nie można było znaleźć wolnego boiska.

 

Tak było kiedyś. A teraz?  No cóż ? Chłopaki są od stóp  do głowy ubrani   w   markową sportową odzież ,najczęściej z nazwiskami największych gwiazd piłkarskich na plecach koszulek najbardziej znanych  klubów piłkarskich.  Piłki również te z najwyższej półki. A boiska? Zbyt dużo tych piłkarskich w Orzegowie nie ma .A nie ma ich też dlatego m.in ,że już mało komu się chce uganiać za piłką.Tamten czas już się nie wróci.
Ci co naprawdę na poważnie się  chcą zająć uprawianiem tej dyscypliny,  to mają takie możliwości , bo akurat powstają w kraju coraz częściej różne bardzo profesjonalne szkółki i akademie piłkarskie. Czy to gwarancja, że stamtąd wyjdą wyłącznie wybitni piłkarze ? Na pewno mają ku temu stworzone idealne warunki, ale gwarancji żadnej.
Śledząc kariery tych największych gwiazd polskiej piłki nożnej, chociażby ,,Orłów Górskiego ” łatwo można się dopatrzeć w ich życiorysach , że wielu z nich  zaczynała w prowincjonalnych klubikach z marną bazą sportową.
To zdjęcie też poniekąd jest pewnym dowodem  na to, że może wcale nie trzeba zaczynać przygody z piłką w którymś ze znanych klasowych klubów.

Czwarty z lewej Rudolf Fronczek zaczynał  tak jak tu  grając ,,wety ” z chłopcami z placu. Z czasem  trafił do juniorów KS 27 Orzegów. Co prawda nie można powiedzieć, że wspiął się na wyżyny polskiej piłki, ale na pewno otarł się o tę wielką piłkę.
Z KS 27 Orzegów dotarł do 1/16 Pucharu Polski, natomiast później grając w Czarnych Żagań z jego udziałem udało się dotrzeć do finału tych rozgrywek. Miał też epizod gry w pierwszoligowych Szombierkach.
Takie jak to zdjęcia ogląda się z sentymentem, bo w tamtych czasach podwórkowy futbol był sposobem na życie, wypełniał wolny czas większości chłopaków. Rodzice  nie zamartwiali się gdzie się podziewają ich pociechy. Jedynym problemem mogło być częste pranie ciuchów. Wiem coś o tym , bo ten kto kiedyś grał na żwirowym boisku przy szkole podst.nr 37 wie jak unoszący się z boiska kurz łatwo  przyklejał się i do ciała i odzieży.

 

 

 

Lata 70.te ,,Chopcy z placu” w swojej firmowej odzieży sportowej 🙂 (na szkolnym placu (szk..37) Tak szczerego uśmiechu nie da się przykleić do  twarzy wyłącznie na potrzebę zapozowania do zdjęcia. To spontan nie pod podrobienia. Z czego wynika ? Kto brał udział w takich ,,szpilach ” ten wie .

(Nawet porządnych zdjęć nie dało się wtedy robić)

 

 

 

Okiem kibica

MŚ 1974

 

Aż wierzyć się nie chce, ale właśnie w najbliższym czasie minie 50 lat od pamiętnego mundialu w Niemczech , kiedy to pod wodzą Kazimierza Górskiego nasza reprezentacja zadziwiając świat dokonała niesamowitego wyczynu zdobywając trzecie miejsce w turnieju .
Musiało upłynąć pół wieku, by tak naprawdę dopiero teraz docenić rangę tego sukcesu. Wówczas, dwa lata wcześniej w 1972 roku daliśmy już światu czytelny sygnał, że grać w piłkę potrafimy.
Wprawdzie w  igrzyskach olimpijskich stawka drużyn ograniczała się do krajów z obozu socjalistycznego i tych mniej zamożnych, ogólnie  tych o których mówiło się, że uprawiają piłkę nożną amatorsko, cokolwiek to wtedy znaczyło, mimo to złoty medal olimpijski miał  jakąś swoją wymowę.
Ale nawet ten sukces nie dawał żadnej najmniejszej gwarancji, że poradzimy sobie w kwalifikacjach  do MŚ, trafiając w grupie   na Anglię i Walię .
A jednak ku uciesze całej sportowej Polski  udało się !

Legendarny,, zwycięski remis” na Wembley w meczu z Anglią dał nam ostatecznie  przepustkę do Mundialu w Niemczech.
Mało kto jednak i wtedy  wierzył, że będziemy w stanie nawiązać wyrównaną walkę z czołowymi drużynami świata. Nasz pesymizm był tym większy, że w okresie przygotowawczym do mistrzostw świata przegrywaliśmy prawie wszystkie mecze towarzyskie.

 

Krótko przed mistrzostwami  w kawiarence naszej hali sportowej odbyło się spotkanie z niezwykle wtedy popularnym komentatorem sportowym Janem Ciszewskim. Redaktor będący z natury optymistą i wtedy przekonywał, że Polska jest w stanie  sprawić nam niespodziankę.

 

 

Trafiliśmy do grupy z Włochami i Argentyną.Było to pół wieku temu, ale  zgodzi się każdy kto pamięta te czasy, że i wtedy te dwa państwa przedstawiały dokładnie taki sam niezwykle wysoki poziom i potencjał jak obecnie. I tak jak dzieje się teraz  wtedy też , nikt nam większych szans nie dawał.

A jednak  drużyna dała sobie świetnie radę ze swoimi  mocniejszymi teoretycznie przeciwnikami,  pewnie ich  pokonując, na dokładkę gromiąc trzeciego rywala z grupy Haiti 7-0

Po zaciętych,  ale ostatecznie zwycięskich meczach ze Szwecją i Jugosławią na naszej drodze w półfinale  stanął największy faworyt tych mistrzostw-  drużyna gospodarzy. Po mundialu przez kilkadziesiąt lat po dziś dzień wracając wspomnieniami do tego meczu wszyscy się zastanawiają, jakby się on potoczył w normalnych warunkach. Na krótko przed meczem oberwała się chmura i w krótkim czasie potężna ulewa zalała całą płytę boiska. Tak naprawdę nie nadawało się ono do gry. Zadecydował wtedy ktoś jednak inaczej i mecz w skrajnie uciążliwych warunkach się odbył.
Polacy nie byli gorsi od Niemców , ale to oni strzelili tego jedynego zwycięskiego gola awansując tym samym do finału, by ostatecznie wygrać w nim i sięgnąć  po mistrzostwo świata.

Biało czerwoni  w miejscu o 3 miejsce pokonali kolejnego wielkiego rywala Brazylię 1-0  i dzięki temu  zdobyliśmy III miejsce na świecie.

Wspominam tu o historii, którą każdy nawet średnio się interesujący piłką nożną ,a pamięta tamte czasy zna na pamięć ,więc przypominanie jej wydaje się być zbędne.
A wspominam tamten czas by uzmysłowić młodszemu pokoleniu, ile  prawdziwie spontanicznej radości i  entuzjazmu może dać taki sukces całemu naszemu społeczeństwu.  Od czasów Antoniego Piechniczka, późniejszego trenera reprezentacji, który w 1982 roku powtórzył z drużyną osiągnięcie  Kazimierza Górskiego odwykliśmy stopniowo od większych sukcesów naszych piłkarzy. Kręciliśmy nosem gdy na MŚ w 1978 roku zajęliśmy miejsca 5-8 i w 1976 roku kiedy na olimpiadzie w Montrealu sięgnęliśmy ledwie po srebrny medal  w wyniku czego trener Kazimierz Górski nawet podał się do dymisji.

Wydawało się nam wtedy, że już na stałe  będziemy się liczyć we wszystkich znaczących turniejach piłkarskich.

Wtedy podczas mundialu z 1974 roku byliśmy na ustach całego świata i to nie tylko ze względu na końcowy sukces.Graliśmy jak to określano radosny futbol. Ofensywny, widowiskowy  i skuteczny, o czym świadczy tytuł króla strzelców Grzegorza Laty, który zdobył  wtedy podczas turnieju 7 goli.

 

 

Do wspomnień o tamtym sukcesie nakłonił mnie ten oto plakat, który gdzieś ostatnio wyłowiłem z internetu .

Dlaczego ten? Bo wisiał nad moim łóżkiem przez kilka następnych lat po tym pamiętnym mundialu. Nie tylko zresztą  u mnie, bo sprawili go sobie wszyscy koledzy ,,z placu” Dzięki temu   jednym tchem na pamięć do dziś możemy wymieniać wszystkich  tamtych piłkarzy i trenerów z imienia i nazwiska.
Doskonale też pamiętam, że tuż po mistrzostwach często  na boisku odtwarzaliśmy wszystkie kolejno zdobywane gole przez Polaków.Było ich 17 i nie ukrywam, że do dziś pamiętam jak  większość z nich  padało.
Dziś musimy się cieszyć z każdego punkciku urwanemu przeciwnikowi. Bardziej boimy się kompromitacji, a o większym sukcesie nawet nie śmiemy marzyć.
Mimo to przekorna natura kibica  każe nam  po kryjomu  gdzieś tam liczyć, że to może akurat teraz na zbliżających się ME coś w końcu da się  ugrać większego. Nikt z nas do tego się  głośno nie przyzna, bo ostatnie lata nasi  reprezentanci nieraz okrutnie  sprowadzali nas na ziemię i nie dali w zasadzie żadnych podstaw, żeby być optymistą .

Wtedy 50 lat temu  przez myśl nam nie przeszło, że Polska jest w stanie znaleźć się w elicie potęg światowej piłki. Po mundialu w Hiszpanii gdy już w tej elicie byliśmy, z kolei na chwilę nie wątpiliśmy, że jeszcze nie raz zaznaczymy swą obecność w czołówce tych najlepszych reprezentacji świata.

.…I tak już czekamy na taki moment  ponad 40 lat.